Grudzień za oknami. Tak intensywnie myślałam o śniegu, że nad ranem Sen przyniósł mi go.
Miałam sen. Spadł śnieg. Przykrył brudy tego miasta. Bielą swą otulił przystanki, śmietniki i ciemne zakamarki. W ponurych bramach już nie stali ludzie. Miasto opustoszało. Wszystkie ładne i wszystkie brzydkie budynki zostały nim przykryte. Biały puch spadł na ten cały syf. Jakie piękne było to miasto. Śnieg mienił się w blasku lamp.
Biel pokryła miasto, a w domach nie było światła. Ludzie spali. W ich umysłach leżał śnieg. Biały śnieg. Na początku zawsze jest biały. Później zmienia się w błoto.
Taki śnieg ma każdy z nas. Przykrywamy różne syfy. Ale śnieg zawsze topnieje.
Myślałam o nim, czułam, że spadnie. Myślałam o Tobie i spadłaś mi tutaj. :)
OdpowiedzUsuńLubię kiedy mnie w myślach wołasz. Lubię i ja wołać Ciebie:)
OdpowiedzUsuńMamy zadziwiającą mnie wspólność tych myśleń...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zrobiło się śnieżnie, jeszcze nie wiem czy to lubię. Na razie próbuję przykryć śniegiem wszystkie niedoskonałości ostatnich miesięcy i lat...
OdpowiedzUsuńOjej Krzychu, perfekcyjna pani domu przez Ciebie przemówiła. U mnie natomiast okres hibernacji i poszukiwanie środków wyrazu...
OdpowiedzUsuń