niedziela, 12 lutego 2012

"Tylko ta, która próbuje absurdu, może osiągnąć to, co niemożliwe." Sharon Shuster

Kilka lat temu, była wtedy zima, mróz i śnieg jak teraz, wyszłam wieczorem na podwórko i poszłam do sadu, kilkadziesiąt metrów od domu. Zaraz rozciągają się pola i łąki, nikłe światło słupów energetycznych blaknie w ciemności i jest noc, w której można zatonąć w migotaniu milionów gwiazd. Był wtedy Księżyc w pełni. Położyłam się i przypatrywałam niebu. Jak to możliwe, że istnieje wszechświat, jak to się stało i trwa? Pytania, wobec których jedyną odpowiedzią jaką mam, jest wewnętrzna energia, którą człowiek i cokolwiek co istnieje posiada do poruszania machiny mięśni czy przemieszczania swej istoty, jakakolwiek by ona nie była: płynna, stała, gazowa. Oszołomiona nieskończonością nieba, leżałam bez ruchu na zimnym śniegu. Był ze mną pies, który co chwila podbiegał i wybudzał mnie z kosmicznych majaczeń. 
To właśnie takie chwile sprawiają, że odczuwam symbiozę ze światem, kosmosem. I Radość Istnienia. 

Hamlet na pytanie, co czyta odpowiedział: "Słowa, słowa, słowa...". Właśnie, słowa, słowa, słowa... Moja konfrontacja ze słowami, ich ograniczającą formułą, a jednocześnie wieloznacznością nastąpiła, gdy zaczęłam pisać wiersze bądź podejmowałam próby precyzowania myśli. 
Po kilku latach, tak myślę, udało mi się odnaleźć sposób na pisanie wierszy - nie jest istotne co się wydarzyło, co mną poruszyło, wstrząsnęło, tylko jakim sposobem, jakimi słowami, opisem sytuacji, mogę uzyskać w osobie czytającej stan, którego doświadczyłam sama podczas danej sytuacji. Jakie słowa wzbudzą dreszcz, lęk, śmiech, niepokój... 
Mam odczucie, że to co najbardziej istotne w życiu syczy, migocze, przecieka, bzyczy... A słowom umyka istota życia. Wydaje mi się, że często zagłuszają życie. Przynajmniej mnie umykają słowa. 
Moje myśli, uczucia, emocje, lęki wyślizgują ze słów, w które je ubieram jak kisiel z garści, w której próbuję go zamknąć.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz