czwartek, 13 czerwca 2013

Niedźwiedź

Poznała go na stopie. Wysiąwszy z pociągu, musiała podejść dwa kilometry i stanąć przy szosie, by złapać transport w swoje okolice. Uśmiechała się do aut, prowadziła rozmówki, tak by czas szybciej mijał i by sympatycznie wyglądać. Szczęściu warto sprzyjać, mówią. Pamiętała o tym.
Dzisiaj wyjątkowo mało aut, a tirów nie zatrzymywała, bo po co komu zawracać głowę na kilkanaście kilometrów. Czasem same się zatrzymywały. Przyszło jej do głowy, że następnym razem, sprawdzi pogodę i weźmie rower ze sobą. To nie tak daleko, a latem przyjemnie. Pojedzie objazdami leśnymi. To już przecież jej okolice.
Spojrzała na niebo. Chyba szykuje się deszcz. Lubi letnie burze. Deszcz jest ciepły, można stać i moknąć, a potem wrócić do domu, zmienić ubranie i wypić herbatę.
Podczas łapania stopa miała następujący zwyczaj: uśmiechała się z daleka do nadjeżdżającego auta i mówiła: ty, na pewno ty, teraz, zatrzymaj się, i w końcu życzenie się spełniało. Tak to dzięki czarom wracała do domu. A pieniądze zostawały na piwko.
Ty, na pewno, ty, teraz, zatrzymaj się... Jest!
Może jedziesz w stronę Warszawy? Tak. Przez Łomżę? Tak. To wsiadam. Okej, zapraszam.
Młody. Może 18/19 lat. Rozmawiają. Młody ma rozpiętą u szyi białą koszulę i czarne dzinsy. Z tyłu zauważyła, leży krawat. Gdzieś się tak wystroił? Na komunię siostry, zażartowała. Właśnie zdałem prawko, a to moje auto. Gratuluję. Prawo jazdy i auto, to wolność. Uścisnęła mu dłoń. Młody ma na imię Krzysiek. Jak wielu chłopców ze wsi. Rozmawiali. Krzysiek z dumą opowiada, jak na wszystko co w życiu ma sam zarabia, zarobił, na wszystko, nawet na podręczniki do szkoły, gdy był berbeciem. Zbierał plastikowe butelki, puszki, butelki po piwie i sprzedawał, a latem chodził na jagody. A kiedy podrósł zaczął zbierać złom, ale to ciężka robota i na każdym kroku skupujący chcą oszukać, każdy by chciał jak najlepiej dla siebie. On to rozumie, ale za rzetelną pracę, chce się rzetelnych pieniędzy. Co pani o tym myśli? Zgadzam się z tobą. Krzysiek chyba miał wyjątkowo dobry humor, bo resztę drogi spędziła słuchając   jego opowieści o sobie. O tym, że mieszka sam z matką, rodzeństwo rozjechało się po świecie, siostry mają rodziny za granicą i mężów nie Polaków, ale fajni z nich goście. Jeden jest Francuzem, i nie je żab, jak to ludzie mówią. Dzięki niemu Krzysiek zna się na winach, bo Piere gdy przyjeżdża z Beatą, przywozi całą skrzynkę, stawia w piwnicy i pije je litrami, jak krowa z krypy, zaśmiał się. Odwiózł ją pod sam dom. Jakoś tak w trakcie rozmowy zjechał z głównego traktu i ocknął się, gdy mu powiedziała, że są na miejscu. Może masz chęć na kawę? Albo herbatę z sokiem malinowym. Poznasz moją mamę. Zgodził się. Powiedział, że to będzie miły akcent na zakończenie miłego dnia. Uśmiechnął się.
Jej matka, jak zazwyczaj, wielce uradowana z gości, kręciła się wokół stołu jak kokoszka wokół kurcząt. Może ciasta, a może kanapek zrobię? Chłopak z finezją, która ją zaskoczyła odrobinę, odpowiedział, że idealnym napojem będzie dla niego czarna kawa i towarzystwo tak uczynnej gospodyni. Rozmawiali o nadchodzacych żniwach, o mechanizacji pracy na wsi, o pogodzie, o kolejnym papieżu. Matce udało się nawet odnaleźć jakieś konotacje z ich rodzinami.
Gdy wsiadał do auta, powiedziała: Odwiedź nas. Będę w domu cały miesiąc. Mama się ucieszy. Chyba wpadłeś jej w oko. Przyjadę. 
Przyjeżdzał. 
Ostatniego dnia odwiózł ją na dworzec. Pocałowała go w policzek. Czytałem na necie, że w twoim mieście będzie festiwal sztuki współczesnej, że ciekawe imprezy się szykują. Nigdy nie byłem na czymś takim. Przyjedź zatem, zmieścisz się w naszym mieszkaniu. Mam śpiwór, zapewnił. Mamy łóżka, starczy i dla ciebie.
Jego matka wiedziała, że się ze nią spotyka. Mówił, że się martwi, że lepiej by było, żeby spotykał się z dziewczynami w swoim wieku i z okolic. Rozumie, że ją polubił, że jest dla niego ciekawa, chłopcom podobają się doświadczone kobiety, ale żeby potem nie gryzł się poniewczasie. Krzysiek szanował matkę, a ona jego. Dała mu wolną rękę.
Kiedy był wmieście oczy mu się cieszyły na teatr uliczny, na nocne wałęsanie się z jej przyjaciółmi, poranne rozmowy o życiu przy kawie na balkonie. Okazał się świetnym kompanem wesołej kompaniji nie mogących zdorośleć lekkoduchów. Miał swoje zasady i zdanie, ale miał otwartość. I coś z niedźwiedzia. Siłę i determinację. Imponował jej. Odrobinę obawiała się jak przyjmie jej świat. Jego świat był jej znany, wychowała się w nim. 
Kochali się. Chciała tego. Było jej dobrze. Jak nazwać kobietę, która pożąda młodych mężczyzn, chłopców? Kochali się bez zabezpieczenia. Był zdziwiony. W szkole mówili, by się zabezpieczać. Biorę tabletki. Ale może jesteś chora? Nie jestem. A Ty? Jestem zdrowy jak młody ogier. 
Bawili się. Bywał co jakiś czas u niej w mieście albo gdy była w domu na wsi. Zapraszał do siebie, ale nie mogła się zdecydować. Może nie chciała spojrzeć w oczy jego matce.
Tak było przez kilka miesięcy. Cudownych miesięcy. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, postanowiła wyjechać. Wiedział jakie życie prowadzi. Trafiła się jej intratna propozycja pracy jako nauczycielki w szkole alternatywnej w Belgii. Nie powiedziała mu, że jest ojcem. 
Wyjeżdzam na rok. Nie wiem czy będę przyjeżdzała do Polski. On przyjedzie. Przyjedź.
Pisał do niej listy. Powiedział, że tak mu łatwiej. Że nie może rozmawiać przez telefon, Skajpa, bo potem nie może wrócić do rzeczywistości a ma dużo obowiązków. Mama jest co raz słabsza i chce się nią opiekować, a też dzięki niej zaczął myśleć o studiach. Wie jednak, że chce prowadzić gospodarstwo. 
Był systematyczny, pisał raz na tydzień. Odpisywała rzadko. Pisała krótkie mejle. Miała dużo pracy, obowiązków, a gdy ciąża weszła w etap zaawansowany w ogóle przestała odpisywać. Martwił się o nią, nie mając odpowiedzi. 
Od jej matki dowiedział się, że jest w ciąży. Wiedziała, że się spotykają, ale nie chciała zmuszać jej do zatajania tego faktu. Matka też nie wiedziała kim jest ojciec. Krzysiek nie zapytał. Pytał jak się miewa i skoro nie chce z nim kontaktu, to wystarczy napisać. Napisała. Prowadzę inne życie. Układam je sobie z kimś innym. Życzę Ci wszystkiego dobrego. 
Nadal odwiedzał jej matkę. Zapoznał ją ze swoją.
Urodziła zdrowe dziecko. Dziewczynkę. Dałam jej na imię Anna. Łaska. Łaską było spotkać jej ojca. W wychowywaniu wspierali ją bliscy. Tylu wujków i cioć mają chyba tylko cygańsie dzieci.
Bywała z Anią u matki na wsi. Nie zdarzyło się jednak, by wtedy Krzysztof wpadł w odwiedziny. Może matka mu mówiła, kiedy przyjeżdza z córką. Dowiedziała się, że ciągu tych pięciu lat skończył studia weterynaryjne i filozoficzne. Niezłe połączenie, pomyślała. Opiekował się matką, a przy wsparciu rodziny i dotacji unijnych założył lecznicę w swoim gospodarstwie. Miał też stadninę skompletowaną z koni, które kupował od rolników, którzy chcieli je sprzedać na targu na eksport do zachodnioeuropejskich rzeźni. Wśród okolicznych panien i nie tylko cieszył się powodzeniem. Ponoć powiedział, że ożeni się dopiero po trzydziestce.
Przez te wszystkie lata nie czuła potrzeby, by mu powiedzieć. Sama nie wiedziała dlaczego. Ta miłość była taka szybka, intensywna. Gdy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży, coś w niej się zamknęło. 
Nie wie, jak stanąć w twarz z chłopcem, teraz mężczyzną, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć mu, że jest ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz