wtorek, 6 grudnia 2011

Śnieżny sen


Grudzień za oknami. Tak intensywnie myślałam o śniegu, że nad ranem Sen przyniósł mi go.

Miałam sen. Spadł śnieg. Przykrył brudy tego miasta. Bielą swą otulił przystanki, śmietniki i ciemne zakamarki. W ponurych bramach już nie stali ludzie. Miasto opustoszało. Wszystkie ładne i wszystkie brzydkie budynki zostały nim przykryte. Biały puch spadł na ten cały syf. Jakie piękne było to miasto. Śnieg mienił się w blasku lamp.

Biel pokryła miasto, a w domach nie było światła. Ludzie spali. W ich umysłach leżał śnieg. Biały śnieg. Na początku zawsze jest biały. Później zmienia się w błoto.

Taki śnieg ma każdy z nas. Przykrywamy różne syfy. Ale śnieg zawsze topnieje.

5 komentarzy:

  1. Myślałam o nim, czułam, że spadnie. Myślałam o Tobie i spadłaś mi tutaj. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię kiedy mnie w myślach wołasz. Lubię i ja wołać Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy zadziwiającą mnie wspólność tych myśleń...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście zrobiło się śnieżnie, jeszcze nie wiem czy to lubię. Na razie próbuję przykryć śniegiem wszystkie niedoskonałości ostatnich miesięcy i lat...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej Krzychu, perfekcyjna pani domu przez Ciebie przemówiła. U mnie natomiast okres hibernacji i poszukiwanie środków wyrazu...

    OdpowiedzUsuń