środa, 4 września 2013

Metafora i drzewa

***

Twoja metafora spokoju? Zapytałam K.

Morze albo ocean. Tak, bardziej ocean. Ogrom. Horyzont to tafla wody i nieba. Leżę na wodzie, bezwolna, jak boja, jak kawał drewna, cokolwiek. Woda unosi mnie. Grzbiet zatopiony, a przód wystawiony na niebo, słońce, chmury. Leżę z rozkrzyżowanymi ramionami, rozpostarta jak płótno do wyschnięcia, blada. Oczy mam otwarte i utkwione w niebo. Przesuwają się w nich chmury. Woda mną porusza, a ja trwam.

***

Najlepiej myśli na mi się plecach, wiesz? Wypowiadam do krzątającego się w kuchni K. Podkładam ręce pod kark, prawą nogę podkulam pod wyprostowaną lewą i patrzę w sufit. K. wlewa wodę do czajnika. Poprosiłam, by wypił ze mną herbatę. Albo na drzewo za oknem. Bardzo lubię drzewa za naszym oknem. Mogę wpatrywać się w nie godzinami. To stąd te wgniecenia na naszym nowym krześle wiklinowym?, żartobliwie komentuje K. Naprawdę, najlepiej myśli mi się na plecach. Wiem, kiedy tak leżysz, przypatruję ci się przez chwilę, niezauważenie, i odchodzę na palcach, by ci nie przeszkadzać. Wtedy wychodzę na spacer, bo mnie najlepiej myśli się w drodze, w mijaniu, np. drzew. Drzewa nas łączą w myśleniu, odpowiadam. K. parząc herbaty wyśpiewuje: Łączą nas drzewa w myśleniu, w myśleniu łączą nas drzewa, nas łączą drzewa w myśleniu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz