czwartek, 26 września 2013

Spotkałam Jezusa

Spotkałam Jezusa i zlałam Go. Zlałam Go w nieuważności dnia codziennego i zabieganiu sobą.
Wyszłam nocą kupić papierosy. Potrzebuję dymu. Dym koi myśli. Śpiesząc się, niechybnie wpadłabym na człowieka na wózku, gdybym nie złapała za lampę uliczną. Chyba bezdomny albo ubogi bardzo, nasunęły mi myśli. Kręcił kółka w płytkiej kałuży. Dobry wieczór, spontanicznie zagaiłam.  Dobry wieczór. Spojrzał na mnie. Wychudzona, pokryta siwym zarostem twarz. Zimno, kontynuowałam. Zimno, potwierdził. Trzymam ręce w kieszeniach, dodał. Spojrzał na moje dłonie w rękawiczkach. Nie wie pani jaka pogoda na przyszłe dni? W pierwszym odruchu chciałam zdjąć i mu zaproponować, ale zawahałam się, pomyślałam: jestem naiwna, a rękawiczkami i tak mu nie pomogę. Październik ma być ciepły. Uspokoiły mnie te słowa. Dobranoc. Dobranoc. Zagaję z rękawiczkami, gdy będe wracać. Kurczę, toć sama je znalazłam gdzieś w chacie. 
Gdy wracałam nie było go. Zaczęła we mnie urastać potrzeba odnalezienia. Chodziłam ulicami, uliczkami, zaułkami, mijając ludzi w wędrówce do klubów, bezdomnych zagrzewających się w zakamarkach kamienic. Nikt nie miał jego twarzy. Chciałam dać któremuś z nich rękawiczki, też im zimno, ale stwierdziłam, że chcę uspokoić sumienie, że nauka niech będzie inna.
Uczę się być uważniejsza.

Przeczytałam ostatnio zdanie w książce Głębsze życie Louis'a Dupre: Dla niego [człowieka duchowego] inni przedstawiają Chrystusa w daleko głębszym sensie, ponieważ płonie w nich to samo boskie życie, które w pełni posiada On. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz