czwartek, 3 listopada 2011

Zwierzęta też chcą żyć!

Gdy K.wróciła z miasta, wiedziałam, że spotkało ją coś przykrego i teraz gryzie od środka. Znam K. nie od dziś i wiem, że prędzej namaluje, napisze niż wypowie smutek. Zaczęłyśmy robić obiad w ciszy. Wyczułam, że potrzebuje niewerbalnego wsparcia, przytuliłam ją zatem.

Ty, wiesz, ty wiesz, jadę rowerem ulicą, jadę zadowolona, z miłego wracam spotkania, patrzę, a na jezdni rozjechany pies. Jadę dalej, bo samochody, po chwili nie wytrzymuję jednak, staję i wracam, myślę, też bym nie chciała tak leżeć rozjeżdżana. Rzucam rower na trawnik, zdejmuję z jezdni, zciągam raczej. Ciężko, bo ciało ciężkie, ciężko, pies albo suka, nie widzę, chyba łzy, czuję że jeszcze jest miękkie, niedawno zabity/ zabita. Nawet teraz czuję ciepło zamierającego ciała. Łzy same wyskakują z oczu, spadają na zmierzwioną sierść, na pysk na którym skorupieje krew. 
Nagle jak w baśniach czytanych w dzieciństwie, moje łzy ożywiają martwe ciało zwierzęcia, krew znika z pyska, oczy rozjaśniają się psotliwymi ognikami i Sola (tak ma na imię) merda do mnie wesoło ogonem, skacze, szczeka, chce się bawić. Po chwili uśmiecha się do mnie, naprawdę uśmiecha!, i biegnie w stronę słońca. Jeżeli czasem zdaje się wam, że  na słonecznej tarczy widzicie mały czarny ruchliwy punkcik, to własnie Sola bawi się w berka ze słonecznymi karłami i wróżkami.
Odchodzę. Wsiadam na rower. Jadę do domu. Widzę tysiące bezdomnych psów, kotów, tysiące opuszczonych zwierząt. Umieram razem z nimi.

Pomyślałam wtedy, że najwyższy czas zaadoptować bezdomne zwierzę. Kurczak, pies rasy kundel i Fryga, kotka dachowa są z nami od 4 miesięcy. Kiedy jest słonecznie lubimy chodzić do pobliskiego parku i bawić się w berka. K. patrzy wtedy w słońce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz